Słowo Pasterza
Jeszcze raz liturgia niedzielna ukazuje nam paradoks krzyża, tajemnicę cierpienia i zbawienia, śmierci i życia. Rozpoczyna ona pierwsze czytanie trzecią pieśnią Sługi Pańskiego, podniosłym i pełnym nadziei wspomnieniem cierpień wynagradzających. Pismo święte, dzisiaj odczytywane, podkreśla dwojaką postawę Sługi: dobrowolne i ciche przyjęcie cierpienia oraz pełne ufności zdanie się na Boga. „Ja się nie oparłem ani się cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem”. Proroczy i wzruszający opis postawy Jezusa, który dobrowolnie pójdzie na mękę i śmierć, by wypełnić rozkaz Ojca. Lecz także prorocza zapowiedź pogodnej ufności, z jaką Jezus podejmie ostateczne cierpienie, całkowicie pewien pomocy Ojca: „Pan Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam”. Jest to jakby wstęp do ostatecznego triumfu, zarówno do zmartwychwstania i chwały, jak i do zbawienia człowieka.
Na tym tle szczególnego blasku nabiera dzisiejsza ewangelia. Jezus, doprowadziwszy uczniów do uznania swego posłannictwa mesjańskiego, prostuje i uzupełnia wyobrażenie, jakie zarówno Dwunastu, jak i ich współziomkowie mieli o nim. Istotnie, wyjąwszy proroctwa o cierpieniach Sługi Pańskiego, naród żydowski, opierając się jedynie na tych, które ukazywały Mesjasza jako Zbawiciela i odnowiciela Izraela, wyobrażał sobie, że Pan dokona swojego dzieła przez chwałę i triumf. Sam Jezus gardzi tym pojęciem i zapowiada wyraźnie swoją mękę: „I zaczął ich pouczać, Że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć… że będzie zabity”. Piotr, który pierwszy z taką pewnością ogłosił: „Ty jesteś Mesjasz”, znowu pierwszy stawia sprzeciw: „wziął Go na bok i zaczął Go upominać”. Właśnie dlatego, że uznaje w Nim Mesjasza, Syna Boga żywego, Piotr nie może się z tym zgodzić, że Jezus musi poddać się prześladowaniu i śmierci. Jako prawdziwy Żyd gorszy się on krzyżem i uważa go za głupstwo, niedorzeczność. Lecz Jezus nie oszczędza go, co więcej, odnosi się do niego jak do kusiciela na pustyni: „Zejdź mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”. Twarde słowa, z których jasno wynika, że wszelki wysiłek, by odrzucić krzyż, by utworzyć sobie chrześcijaństwo bez Ukrzyżowanego, by wykluczyć cierpienie z własnego życia, jest z poduszczenia Szatana. Dlatego Jezus, po rozmowie z powiernikami swej męki, przywołał tłumy i ogłosił wszystkim konieczność krzyża. „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je”. Apostołowie powoli zrozumieją tę naukę, wszyscy w ten czy inny sposób poniosą krzyż i oddadzą własne życie za Chrystusa; Piotr zaś później z miłości ku Panu sam umrze na tym krzyżu, który go tak zgorszył.