Słowo Pasterza

W dzisiejszym pierwszym czytaniu powracamy do eksponowanego w czytaniach mszalnych sprzed miesiąca wątku króla Saula, który ściga naznaczonego przez Boga na nowego króla Dawida. Choć Saul chce Dawida zabić, to jednak Dawid wraz z Abiszajem będąc nocą w obozie Saula, przechodzą między żołnierzami Saula i stają przy nim. Od Dawida zależy życie popadającego w obłęd, upadającego przez swoją nieprawość i pychę, Saula. A skoro to Bóg oddaje wroga w ręce Dawida, wystarczy tylko – co mu sugeruje jego otoczenie – Saula jego własną dzidą przybić do ziemi, jednym pchnięciem. Już po raz drugi jednak Dawid oszczędza Saula.

Czy Dawid nie miał – po ludzku – prawa do odwetu? Po tylu próbach zabicia go przez Saula? Dawid jednak ufa Bogu i Jego prawu. Któż bowiem podniósłby rękę na pomazańca Pańskiego, a nie poniósł kary?

Do kogo nam bliżej? Do postawy Saula, który sam przekreśla swoje królowanie rażącym nieposłuszeństwem wobec Boga czy do pokornego Dawida, który Bogu ufa i wie, że swoje zwycięstwa zawdzięcza jedynie Bogu. I ma też od Boga moc, by – jak usłyszymy we fragmencie dzisiejszej Ewangelii – miłować nieprzyjaciela i dobrze czynić temu, który go nienawidzi. Dawid wie, że Pan nagradza człowieka za sprawiedliwość i wierność. Dlatego zostaje królem.